Tkacz i imperator. Prolog - Maszyna do opowiadania - Joanna W. Gajzler

Tkacz i imperator. Prolog

 Przedstawiony fragment nie jest ostateczną wersją tekstu.


Tkacz i imperator

Prolog




Jeśli to, że węże morskie mogą żyć tysiąc lat było prawdą, to ten, którego truchło fale wyrzuciły na plażę, musiał mieć dziesięć tysięcy.

Tak przynajmniej pomyślał Aeon, kiedy stanął na szczycie wydmy i ujrzał poskręcane sploty pokrytego łuskami cielska, które ciągnęło się od latarni morskiej aż do ujścia rzeki. Wielu mieszkańców miasta zebrało się wokół – większość, by zobaczyć na własne oczy legendarną bestię, część po to, by ocenić, co w tej sytuacji zrobić. Zdarzało się, że ocean wyrzucał na brzeg rekiny i wieloryby, wszystkie jednak zdawały się być ledwie narybkiem w porównaniu z długim na ponad pięćset jardów potworem – może nawet na drugie tyle, bo ogon niknął w wodach estuarium.

– Rety – westchnął zdumiony chłopiec.

– Śmierdzi – podsumował Mallus.

– Chodźmy zobaczyć! – wykrzyknęła Vialla i zeskoczyła z wydmy.

– Co?!

Dziewczynka jednak kompletnie ich nie słuchała i już znalazła się na dole. Chcąc nie chcąc, Aeon również ześlizgnął się po piachu. Pęd prawie posłał go na twarz, ale odzyskał równowagę i pobiegł dalej. Silna bryza szarpnęła jego długimi włosami i wcisnęła mu do oczu i ust. Odgarnął je z twarzy i zatrzymał się, oszołomiony tym, co widział.

Cielsko węża było tak grube, że przewyższało go niemal dwukrotnie – a nie należał do najniższych trzynastolatków. Łuski w odcieniu ciemnego kobaltu zaczęły już blednąć od słońca, piasek przykleił się do nich niemal z każdej strony. Mewy i wrony przysiadały tu i tam, by wyszarpnąć odrobinę gnijącego mięsa. Cokolwiek zabiło potwora, nie zrobiło tego w przeciągu nocy – dobitnie świadczył o tym stan rozkładu i towarzyszący mu, niewiarygodny wprost smród.

Aeon zakaszlał i naciągnął na nos brzeg chitonu. Usłyszał przytłumiony tupot i tuż za nim stanął Mallus.

– Chyba się porzygam – oznajmił.

– Widzisz, jakie to wielkie? – westchnęła Vialla.

– Z daleka widziałem tak samo dobrze.

Ruszyli wzdłuż truchła rozciągniętego od jednego końca plaży do drugiego. Widok był tak makabryczny, jak fascynujący. Wydawało się niemożliwym usunąć stąd te zwłoki, nawet z pomocą najzdolniejszych tkaczy. Urzędnicy już kręcili się po plaży, próbując ułożyć plan tego przedsięwzięcia. Aeon zapatrzył się na kobietę, która spoglądała to na węża, to na zawieszone w powietrzu liczydło, to na sporządzane przez siebie notatki i kręciła głową.

– Wszystko jest zgnite – powiedziała rozczarowana kuzynka, przyciskając rękaw do nosa. – Żadnej łuski nie da się wziąć na pamiątkę.

Mallus wzruszył ramionami.

– Może weźmiemy coś innego. Węże morskie połykają całe statki, ze wszystkimi skarbami na pokładzie.

– Chyba nie chcecie mu grzebać w brzuchu? – spytał zaniepokojony Aeon.

Jego brat rzucił podejrzliwe spojrzenie kuzynce, ale była zbyt zaabsorbowana przyglądaniem się wężowi, by to zauważyć.

Szli dalej, nie mogąc się nadziwić rozmiarom potwora. Zafascynowany Aeon ze zdziwieniem nastąpił na twarde podłoże – nawet nie zauważył, kiedy zbliżyli się do skał. Vialla trzymała się w pewnej odległości od śmierdzącego truchła.

– Dobrze, że zdechł – stwierdziła. – Jeszcze by pożarł miasto albo i cały kraj. Wiecie, że węże morskie mogą pożerać całe cywilizacje?

– Ee, bzdury. Nic nie jest tak wielkie, żeby połknąć cywilizację – rzekł Aeon, naśladując naukowy ton swojej pedagożki. – Musiałoby mieć rozmiary, od których zapadłoby się pod własnym ciężarem, no i nawet nie zmieściłoby…

Poślizgnął się na omywanych przez fale skałach i boleśnie rozbił sobie kolano. Vialla parsknęła śmiechem, skacząc po kamieniach ze zwinnością łasicy. Mallus podał bratu rękę i pomógł mu wstać.

– Magią można wszystko – stwierdziła kuzynka. – Wiecie, że ten wąż morski, ten z mitów, jak mu tam…

– Dagon? – podpowiedział Aeon.

– No, on, że to on pożarł te wszystkie starożytne krainy? I to tak, że nic po nich nie zostało!

Opowiadała tak, truchtając wzdłuż cielska i wypatrując ładnych łusek. Był to daremny trud – mięso zostało poszarpane, czy to zębiskami morskich stworzeń, czy dziobami ptaków, czy też przez czynniki środowiskowe.

– To skąd wiadomo, że w ogóle istniały? – spytał sceptycznie Aeon.

– Są w legendach, nie? A legendy są prawdziwe.

– Nie tak, jak zapiski historyczne. Są jakieś?

Vialla rzuciła mu groźne spojrzenie mówiące: „Przestań psuć dobrą zabawę nudnymi faktami”. Wtem ożywiła się i wyrwała naprzód. Aeon i Mallus podążyli za nią, starając się nie poślizgnąć. Bryza uderzyła w nozdrza braci silniejszym niż dotąd odorem gnijącej ryby; Aeon z trudem opanował torsje.

Ich oczom ukazał się rozpruty przez ostre skały brzuch. Na rozlanych wnętrznościach żerowały rozkrzyczane mewy. Choć widok był absolutnie odrażający, ciężko było oderwać od niego wzrok.

– Czy już mogę się porzygać? – spytał Mallus. Popatrzył na kuzynkę. – Co ty robisz?

– Szukam skarbów – odparła, przekrzykując wiatr. Odgoniła ptaki i pochyliła się nisko nad wytrzewionymi flakami. – Może znajdziemy coś fajnego.

– Na przykład? Zaginioną cywilizację?

– Przestańcie się nabijać! I pomóżcie mi.

Aeon trzymał się z tyłu, z nietęgą miną patrząc, jak tamta dwójka ogląda wnętrzności potwora z większą lub mniejszą uwagą. Zrobił kilka niepewnych kroków za Mallusem, pilnie patrząc pod nogi, by nie nadepnąć na nic obrzydliwego. Niezbyt roztropnie założył nowe sandały i bardzo nie chciał ich ubrudzić, tym bardziej, że nie wierzył, by mieli szansę znaleźć jakikolwiek skarb.

Wiatr znów szarpnął jego włosami. Złapał je niecierpliwie, żałując, że nie ma przy sobie tasiemki, by je związać.

Wtem promienie słońca odbiły się od jakiegoś przedmiotu pod jego stopami. W pierwszej chwili nie zwrócił na to uwagi, myśląc, że to pewnie jakieś szkiełko albo bursztyn, ale wbrew logice umysł podsunął mu myśl o skarbie. Kucnął i rozejrzał się pilnie po podłożu.

Coś leżało wśród rozciągniętych na skale przez mewy, poszarpanych flakach. Wyglądało trochę jak toporny pierścień. Aeon zawahał się. Przełamując wstręt, wyciągnął dłoń.

Jęcząc z obrzydzenia, podniósł znalezisko. Było całe brudne i oślizgłe. Obmył je w kałuży słonej wody, która zebrała się we wgłębieniu w skale, a kiedy było już czyste, obejrzał z bliska.

Wydawało się faktycznie być pierścieniem, ale nie do końca. Miał heksagonalny kształt, a na szerokich krawędziach wyryte zostały geometryczne zdobienia. We wnętrzu widoczne były spiralne żłobienia wskazujące na to, że przedmiot mógł być elementem jakiegoś mebla. Po co jednak zdobić zwykłą nakrętkę?

Chociaż czy faktycznie była to nakrętka? Czas i soki żołądkowe węża morskiego, w których przedmiot pływał od bogowie raczą wiedzieć, jak dawna, odcisnęły na nim wyraźne piętno: metal o barwie starego srebra był poobijany, krawędzie nieostre, powierzchnia nadgryziona przez rdzę. Jednak mimo osobliwego kształtu, Aeon wciąż widział w tym skarbie bardziej ozdobę niż akcesorium.

Obracał pierścień-nie pierścień w palcach, szukając tak na jego powierzchni, jak i w pamięci jakichś wskazówek co do tego, jakie może mieć pochodzenie. Spojrzał na wygrawerowany na jednym z sześciu boków symbol, który wyglądał trochę jak oko i…

Nagle świat zniknął, a jednocześnie rozszerzył się, powiększył, powstał na nowo. Niewidziana od eonów gwiazda znów rozbłysła na ciemnym niebie wśród miliardów innych. Wiele, wiele głosów szeptało unisono, razem, a jednak samotnie, każde niezdolne usłyszeć innego. Istniał tylko smutek – nie, tęsknota, tęsknota za czymś, za kimś. Kimś utraconym – nie, kimś, kto jeszcze nie przyszedł, kogo nigdy tu nie było. Zew wypełniał każdy zakątek wszechświata, dziwna obecność wzywała i była wzywana. Była nią, nim, nimi; byli światem i tym, co świat zamieszkuje. Czyste istnienie, bez granic, bez podziałów, które wołało: „Jesteśmy”.

– Aeon? Aeon?!

Wizję zastąpiła ciemność, a ją rozdarło porażające światło. Aeon zmrużyli oczy, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zasnęli? Coś im się śniło? Wspomnienie przelatywało im przez palce jak woda, choć rozpaczliwie próbowali przywołać je z powrotem. Pozostawiło jednak po sobie coś… czego nie potrafili opisać ani zrozumieć.

Poczuli dłonie Mallusa, który dźwignął ich do pozycji siedzącej i podtrzymał za plecy.

– Chyba zasłabł od tego smrodu – powiedział.

– Osiwiał! – krzyknęła Vialla, pochylona nad kuzynami. – Widzisz? Zupełnie osiwiał!

– Żyjesz? Dobrze się czujesz?

Aeon popatrzyli nieprzytomnie to na jedno, to na drugie. Po chwili rzekli:

– Musimy ich odnaleźć.


Brak komentarzy: