Premiera „Boga Maszyny” - Maszyna do opowiadania - Joanna W. Gajzler

środa, 8 września 2021

Premiera „Boga Maszyny”

 


Pierwszy rozdział niezatytułowanej jeszcze powieści powstaje w 2014 roku. Bohater ma idiotyczne imię, a ja dość mgliste pojęcie o tym, jak rozwinąć jego historię. Jeszcze nie wiem, jak niewiele będzie miała wspólnego z opowiadaniem sprzed sześciu lat, na podstawie którego chcę ją napisać. Proza życia i depresja dają się we znaki – chcę pisać, ale nie daję rady. Projekt ląduje w szufladzie.

Cztery lata później, gdy los się trochę uśmiechnął, uznaję, że pora opowiedzieć tę historię do końca. Zainspirowana skuteczną metodą Poli Loli, postanawiam pisać co najmniej jedną stronę dziennie i postępy meldować na Facebooku. Początek jest trudny, ale z czasem dochodzę do stanu, w którym ogarnia mnie frustracja, gdy życie odciąga mnie od pisania. Połowa pomysłów na świat i wydarzenia ląduje w koszu, drugą połowę rewiduje na bieżąco narzeczony, bezlitosny i doświadczony w budowaniu opowieści Mistrz Gry. Wielokrotnie w trakcie procesu twórczego mam ochotę go zabić i za każdym razem, fukając gniewnie, wprowadzam zaproponowane przez niego zmiany. W którymś momencie, wskutek podziwiania artów Reliah Δ, dopada mnie zachcianka: portret głównego bohatera, taki na pełnej kur…tyzanie. Nieśmiało marzę o tym, by ten art ozdobił kiedyś okładkę, jeśli w ogóle uda się to wydać, w co absolutnie nie wierzę.

Mija półtora roku. Powieść jest skończona. Ma o wiele więcej stron niż myślałam, że będzie miała. Może i nie jest idealna, ale dla mnie to jest moje magnum opus – historia, którą chciałam opowiedzieć, tak jak ją chciałam opowiedzieć. Przez kilka miesięcy wprowadzam poprawki zasugerowane przez znajomych, potem wreszcie decyduję się na ten wielki krok: rozesłanie do wydawnictw. Pierwsza odmowa wywołuje atak paniki, każda kolejna prowadzi do coraz większego zobojętnienia, poczucia porażki i rezygnacji. Próbuję pisać drugi tom, ale wszystko zdaje się beznadziejne bez motywacji i poczucia, że to ma sens. Po dwóch latach znajduję kilka wydawnictw, do których jeszcze nie wysłałam propozycji i uznawszy, że nic już nie stracę, wysyłam i do nich. Mija kilka tygodni, z przyzwyczajenia sprawdzam spam na mailu służbowym… a tam wiadomość od Wydawnictwo LIRA, że chcą wydać moją powieść.

Wszystko po tym to jakaś nowa, alternatywna rzeczywistość, w której na replayu Queen nuci „Is this the real life, is this just fantasy”. Współpraca z wydawnictwem przebiega bez zarzutu. Portret głównego bohatera ręką Reliah ląduje na okładce. Nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć.

Dziś jest Dzień Marzyciela. „Bóg Maszyna” trafia w wasze ręce. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w tej długiej, trudnej drodze. Mam nadzieję, że to dopiero jej początek.

Powieść jest już dostępna w wersji papierowej w księgarniach stacjonarnych i internetowych oraz w formie elektronicznej, m.in. w Legimi. Zapraszam!

Brak komentarzy: