National Novel Writing Month to wydarzenie odbywające się
w listopadzie polegające na pisarskim wyzwaniu: napisz powieść w miesiąc.
Tekst musi mieć minimum 50 000 słów, co przekłada się na około
340 000 znaków ze spacjami, czyli około 8,5 arkuszy wydawniczych. Brzmi
jak bardzo dużo, czyż nie? W praktyce by zdążyć do końca miesiąca trzeba pisać
1666 słów dziennie, czyli około 10 000 znaków ze spacjami – w zależności
od formatowania to około pięć stron A4 w Wordzie. To już brzmi bardziej
wykonalnie i nie tak przerażająco. NaNoWriMo co roku kończy wielu pisarzy, a
niektóre z tych powieści mają tyle szczęścia, że doczekują się papierowego
wydania; przykładami są choćby „Woda dla słoni” Sary Gruen (która doczekała się
adaptacji filmowej – cóż za sukces!) czy „Fangirl” Rainbow Rowell. Brzmi to jak
dobry trening motywacji i swoich pisarskich umiejętności.
A jednak – nie cierpię go i nie zamierzam nigdy więcej
brać w nim udziału. Dlaczego?
1. NaNoWriMo
uczy złych nawyków
Kiedy pierwszy raz przystąpiłam do tego wydarzenia,
powieścią, którą chciałam napisać, był „Soulbreaker”. Początkowo szło mi
całkiem nieźle i potrafiłam sobie wyobrazić, że naprawdę za trzydzieści dni
będę mieć na dysku skończoną powieść. Zauważyłam jednak, że 90% z tego, co
napisałam, to było zwykłe lanie wody, niepotrzebne i nudne, coś, co każdy
redaktor kazałby natychmiast wyciąć. Były to rzeczy, które napisałam tylko po
to, by wbić dzienne minimum. Jasne, nic nie stoi na przeszkodzie, by potem
faktycznie to wyciąć, ale… po co w takim razie marnować czas i energię na
pisanie tego? W efekcie siedemnaście stron, które wtedy powstały, nie istnieją
w obecnej wersji „Soulbreakera” – bo są źle napisane i zbędne. Dobrze stawiać
sobie cele, by napisać tych n stron dziennie, ale nie może to oznaczać
walenia w klawiaturę, byle coś się pojawiało na ekranie.
2. Presja
czasu jest stresująca
Gry komputerowe mogą rzucać mi wszelkie kłody pod nogi,
ale kiedy widzę limit czasu na wykonanie zadania, natychmiast jestem
sfrustrowana. Wbrew temu, co mogą sądzić prezesi wielkich korpo, stres nie jest
dobrym motywatorem. Są ludzie, którzy dobrze działają pod presją czasu, inni –
niestety wręcz przeciwnie. Być może jest to dobry trening do życia w
pisarsko-wydawniczych kręgach, gdzie deadline’y piętrzą się po sufit, ale, no
właśnie – nie dla wszystkich. Wcale nie musi to oznaczać, że ci, co wolą
pracować wolniej i spokojniej są gorsi albo piszą gorzej. My po prostu nie
lubimy presji, okej?!
3. Miesiąc
to bardzo mało
Pół bidy, jeśli swoją powieść masz dobrze przemyślaną na grubo przed pierwszym listopada. Jeśli jednak to tylko ogólny pomysł albo nawet
plan, który w trakcie pisania ulegnie zmianie – tu zaczynają się problemy.
„Boga Maszynę” pisałam półtora roku – i OGROMNA część tego czasu była
poświęcona na… przemyślenia. Leżąc w łóżku, słuchając muzyki, jadąc pociągiem –
ciągle zastanawiałam się, jak sprawić, by ta powieść była DOBRA, w jakim
kierunku pchnąć fabułę, by miała sens, w jaki sposób bohater może osiągać swoje
cele… Koncept zmienił się wiele razy w trakcie pisania. Mój pierwotny zamysł
nie ma NIC wspólnego z efektem końcowym – i bardzo dobrze, bo ten pierwszy plan
był tak zły, że nikt by go nie chciał wyd… ekhem, ten, no… właśnie. Na niektóre
rzeczy po prostu trzeba poświęcić trochę więcej czasu. I tak jak pisałam
w punkcie pierwszym: z jednej strony, przecież zawsze można wszystko poprawić
po zakończeniu NaNoWriMo. Ja jednak już się przekonałam, co to znaczy pisać
całą powieść od nowa – a do tego to się sprowadza – i to nie jest super sprawa.
4. Powody
bardziej osobiste
Są też powody bardziej prywatne, które sprawiają, że
nie chcę brać udziału w NaNoWriMo. Jednym z nich jest ogrom projektów, którymi
się zajmuję i które mają swoje bezlitosne deadline’y. Opowiadania na nabory,
powieści, które chcę skończyć, nim minie moda, w którą próbuję się wstrzelić,
solidne poprawki… To są rzeczy, na których powinnam się skupić najbardziej,
zamiast tracić czas i nerwy na projekt, który nie daje gwarancji sukcesu – jak
każdy inny tak naprawdę, ale tak czy siak naprawdę mam co robić. Tym bardziej,
że poza pisaniem istnieje jeszcze praca, która pochłania znaczną część każdego
dnia, inne obowiązki w domu… Życie i rzeczywistość są bezlitosne.
Nie chcę tym tekstem nikogo namawiać, by zrezygnował z
udziału ani wmawiać wszystkim, że NaNoWriMo to zuooo – bo nim nie jest, to
fajny, ciekawy event na światową skalę. Jeśli masz ochotę – weź udział i baw
się dobrze. Jeśli nie masz ochoty – to nie martw się, nie musisz nikomu niczego
udowadniać. Pisarstwo to świetna zabawa, ale i ciężka praca – to, jak chcesz ją
wykonywać, zależy tylko od ciebie.
Brak komentarzy: