Opowiadanie „Prawdziwy Animaturg” w Magazynie Biały Kruk - Maszyna do opowiadania - Joanna W. Gajzler

czwartek, 9 grudnia 2021

Opowiadanie „Prawdziwy Animaturg” w Magazynie Biały Kruk


Jakiś czas temu Magazyn Biały Kruk ogłosił nabór opowiadań do numeru skupiającego się na steampunku. Napisałam opowiadanie z uniwersum Boga Maszyny pod tytułem „Prawdziwy Animaturg”, opowiadające o jednym z członków zakonu, który Tagard powołuje w czasie akcji drugiego tomu (pisze się!). Przed kilkoma dniami ogłoszono wyniki naboru i mogę z dumą ogłosić, że „Prawdziwy Animaturg” został przyjęty! Kiedy tylko nastąpi premiera steampunkowego wydania Białego Kruka, natychmiast dam o tym znać. Tymczasem prezentuję krótki fragment i przedsmak tego, co znajdziecie w opowiadaniu...




PRAWDZIWY ANIMATURG


Nie tego – odpowiedział w myślach Niszem na zadane przez siebie pytanie „Czego się spodziewałeś, kiedy postanowiłeś wyruszyć do Naranot, by stawić się na wezwanie tego, który nazywa siebie Bogiem Maszyną?”. Patrzył na górującego nad tłumem zebranych mechanicznego potwora i czuł w piersi rozdzierające, sprzeczne doznania. Zachwyt i lęk. Palącą ciekawość i chęć ucieczki. Wątpliwości i pełne przekonanie, że znalazł się tam, gdzie być powinien.

Wysoka, smukła, humanoidalna istota ze stali czuwała przed drzwiami. Konstrukty – tak je nazywano. Maszyny wszelkich kształtów zasilane Wolą. Jej świecące błękitem oczy były utkwione w przestrzeń – nie patrzyła na żadnego ze zgromadzonych tu ludzi ani nawet w ich kierunku, jakby nie byli godni jej uwagi. Niszem nie mógł oderwać od niej wzroku; z pewnej odległości podziwiał niezwykły, zwierzęcy kształt jej potężnych nóg, długie palce, żebra z widocznymi zawiasami, wyrzeźbione w metalu ornamenty. Miał ochotę podejść i sprowokować to monstrum tylko po to, by móc zobaczyć je w ruchu.

Konstrukt jednak był całkowicie niewzruszony, jak skała.

Szepty ucichły, gdy za mleczną szybą przeszklonych drzwi pojawił się zarys czyjejś sylwetki. Ci, którzy siedzieli, wstali natychmiast. Po chwili u progu stanęła młoda kobieta z akademickim tatuażem na wygolonej, lewej połowie głowy. Teremi Nawara, Inżynier Woli, prawa ręka Boga Maszyny. W dłoniach trzymała kajet i wieczne pióro, zaś uczepione solidnego gorsetu dodatkowe, mechaniczne ręce miała splecione na podołku. Odblaski kryształowych kinkietów na stalowej powierzchni natychmiast przyciągnęły wzrok Niszema – jakby był sroką, którą zachwycił ładny kamyk na polu.

– No dobrze – powiedziała dziewczyna, wpatrzona w kajet; dłonie jej lekko drżały. – Wszystko gotowe. Jednocześnie mogą odbywać się cztery zabiegi, pozostali będą musieli poczekać na swoją kolej. Zatem… zapraszam pierwszych czterech, hm, ochotników.

Podniosła wzrok i rozejrzała się niepewnie po grupie ludzi. Wszyscy zaczęli spoglądać po sobie nerwowo, ktoś z tyłu wyraził zdziwienie, że to ma nastąpić tak szybko.

Niszem wystąpił śmiało naprzód; liczne złote naszyjniki na jego piersi zadzwoniły cicho. Ruchem głowy odgarnął z twarzy włosy – końską grzywę rosnącą mu wąskim pasem pośrodku głowy i karku.

– Jestem gotowy.

Teremi kiwnęła głową z wyrazem ulgi na twarzy. Po chwili zbliżyło się jeszcze troje ochotników: dwóch mężczyzn i kobieta. Zostali zaproszeni do środka. Mijając czuwający obok konstrukt, Niszem czuł, jak przyspiesza mu serce. Miał wrażenie, że maszyna zerknęła na niego z ukosa.

Szyba w zamykanych za nimi drzwiach zadzwoniła cicho.


Brak komentarzy: